Bum.
Sehun
zerknął na sufit, z którego posypało się nieco tynku i obserwował, jak ten
spada na nieskazitelnie białą podłogę. Nie byłby sobą, gdyby zamiast iść do
szafki na korytarzu i wyciągnąć z niej zmiotkę i szufelkę, nie wkopał śmieci
pod łóżko. A naszemu bohaterowi wyjątkowo miła jego własna postać (nie, wcale
nie z nadmiernej adoracji do siebie samego), dlatego też, częściowo z tego
powodu, a częściowo z wrodzonego lenistwa, właśnie to zrobił.
Życie
singla zdecydowanie wykańczało go już nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. A
pan Oh, olewając sobie zupełnie studia, siedział sobie na swoim wyrze,
wsłuchując się w nieco dziwną – przynajmniej według niego – muzykę, która
leciała z głośników tego, który mieszkał w pokoju nad nim. Znaczy, zgadywał, że
była to osoba wyżej, ponieważ gdy walnął kilka razy kijem w sufit, by osoba
ściszyła nieznośne wrzaski, ta tylko je pogłośniła.
Baekhyun
znowu narzekał, a białowłosy znowu go nie słuchał. Oboje doskonale o tym
wiedzieli, ale wirus musiał się wygadać, a Sehun musiał zdecydowanie kogoś
zignorować. Gdyby nie to, że ani jeden, ani drugi nie umiał gotować, to żyłoby
im się całkiem dobrze. No cóż. Współlokatorzy powinni szanować swoje wady.
Właśnie. Powinni.
– Ile to trzydzieści cztery plus osiemdziesiąt dwa?Minęło kilka sekund, podczas których dwójka czy trójka studentów wklepywała na kalkulatorze równanie, po czym zza okna znów dobiegł wrzask, tym razem należący do kogoś innego:– Sto dwadzieścia osiem!
Chwila
ciszy, a potem znowu:
–
Dwieście trzydzieści trzy, baranie!
No
i oczywiście:
–
TAK!
Nikt
nie skomentował burzy mózgów. Pytający najwyżej dostanie jedynkę za zadanie.
Kolejną.
I
właśnie tak toczyło się codziennie życie w akademiku seulskiego uniwersytetu. Koty
skakały z jednego parapetu na drugi (czasem ktoś je z parapetów zrzucał), rybki
pieczone na żelazku były chlebem powszednim (dosłownie i w przenośni, bo gdy
się śpieszyło na wykład, a toster był zepsuty, to zwykło się jeść, co było pod
ręką albo w akwarium, ewentualnie w muszli klozetowej, a w ekstremalnych
wypadkach nawet w szklance ze spirytusem), na drzwiach niemal każdej łazienki
widniał wielki napis „KIBEL NIECZYNNY, PROSZĘ ZAŁATWIAĆ SIĘ NA WŁASNĄ RĘKĘ”,
profesorzy przychodzili na wykład z pisakiem zamiast kredy i bez niczego, gdy
to właśnie pisak był potrzebny, w dziennikach z ocenami widniały cyfry do
potęgi minus ósmej, wszystkie firanki były zasmarkane, bo nikogo nie było stać
na paczkę chusteczek, a papiery z życzeniami noworocznymi ze stycznia 1985 roku
były porozwalane na korytarzach.
A
co najśmieszniejsze, wszyscy studenci byli stabilni psychicznie.
Chyba.
Grunt
w tym, że wszyscy żyli. I prawie wszyscy mieli zdane prawo jazdy. Jeśli o to
chodzi, to akurat nie dziw, bo wszystkie klasy zdawały egzamin w tym samym
czasie, egzaminatorzy byli nieco podchmieleni, więc wystarczyło tylko wziąć
najlepszego kierowcę z grupy, kazać mu przejechać dwadzieścia razy ten sam
dystans, a potem wszyscy mogli cieszyć się faktem, że rodzice, jak to obiecali,
muszą im teraz kupić samochód. Mniej cieszyli się co prawda taksówkarze,
kierowcy autobusów (niejednokrotnie nawet ci od metra – zdarzało się, że taki
fiat Ileś tam wpada ci na tory, a ty musisz wyhamować) i reszta świata siedzącą
przed kierownica. Bo po co ograniczać się do Korei? Taki mały kraj, a tak dużo
zmarłych na ulicach! Przecież to w Chinach narzekają na nadmiar populacji.
Jedno czy drugie przejechane dziecko chyba nikomu nie zrobi różnicy.
A
każdy nowy student na początku siadał na progu swojego pokoju, zastanawiając
się, co on, do kurwy nędzy, tu robi, a tydzień później biega boso na parterze,
szukając Juliana (żółw, którym codziennie zajmuje się ktoś inny. Nota bene,
zwierze jest niewidzialne. Lub jak kto woli, nie istnieje. Ale kto by się
przejmował szczegółami?).
Uznajmy
przez chwilę, że jest to całkiem normalne miejsce dla całkiem normalnej
młodzieży, która ma całkiem normalne zainteresowania…
–Ej, Baekhyun! – ryknął Jongin z okna naprzeciw, a brunet wychylił sie przez swoje.– Idziemy palić staniki dziewczyn z trzeciego roku ekonomii, podwędzimy jeszcze
te z drugiego roku japonistyki?
Mówiłam,
że mają normalne zainteresowania.
–
POTEM – odwrzasnął Byun, nie siląc się nawet na nieco dyskrecji – Podjebiemy je
jutro, jak będą na ognichu!
–
Okej!
Takim
to trafem cały akademik wiedział, że dziewczyny wybierają się następnego dnia
na ognicho, że gdy tylko wyjdą, Kai i Byunbaek podpierdolą im rzeczy, a ja,
byłam w czarnej dupie.